W sobotniej "Gazecie Wyborczej" ukazał się artykuł o tym, że trzeba będzie zamknąć niemal
wszystkie świetlice środowiskowe, socjoterapeutyczne, ogniska
wychowawcze, które są drugim domem dla kilkuset tysięcy dzieci z trudnym
życiorysem. Nie spełnią wyśrubowanych kryteriów nowej ustawy. Kilka
godzin po publikacji do redakcji GW zadzwonił minister pracy.
Minister Władysław Kosiniak- Kamysz
zadzwonił w sobotę po południu poruszony historią, którą opisaliśmy w
"Gazecie Wyborczej" : - Zapewniam, że nie pozwolimy na zniszczenie
placówek, które prowadzą tak ważną społeczną pracę
W tekście "Wyrok na świetlice. Zabieramy
Agnieszce rodzinę i dom" napisaliśmy, że uchwalona w 2011 r.
ustawa o wspieraniu opieki zastępczej oznacza wyrok dla niemal wszystkich
placówek tzw. wsparcia dziennego: świetlic środowiskowych,
socjoterapeutycznych, ognisk wychowawczych. Od 1 stycznia placówki muszą bowiem
uzyskać zezwolenie na działalność przedstawiając "pozytywne opinie
właściwego miejscowo komendanta powiatowego lub miejskiego Państwowej Straży
Pożarnej i właściwego państwowego inspektora sanitarnego o warunkach
bezpieczeństwa i higieny w budynku oraz jego najbliższym otoczeniu".
Tymczasem większość placówek mieści się w substandardowych lokalach,
często w starych kamienicach, piwnicach czy suterenach. Dzieci mogą tam
po szkole w cieple i spokoju odrobić lekcje, pobawić się, odpocząć, coś
zjeść i umyć się, ale lokale nie spełniają wyśrubowanych kryteriów
przeciwpożarowym czy higienicznych.
Bohaterką artykułu
była 12-letnia Agnieszka, półsierota, która w wieku ośmiu lat trafiała
pod opiekę świetlicy. Dzięki wytrwałej pracy
wychowawczyń uniknęła losu starszego rodzeństwa, które porzuciło naukę.
Wciąż zdarza się, że zamiast iść do szkoły "szlaja się" po parku, ale
trzecią klasę zaliczyła na dwójkach i trojkach. Uwierzyła, że ktoś się o
nią troszczy. Wychowawczynie zabierają ją do lekarzy, chodzą na
wywiadówki. W jakimś stopniu zastępują rodzinę, dzięki czemu naturalna
rodzina Agnieszki trwa, a dziecko
nie trafia do domu dziecka. Apelowaliśmy do polityków i opinii
publicznej: nie dajmy zrobić bezsensownej krzywdy dzieciom. Wycofajmy
ten ustawowy absurd!
Kosiniak-Kamysz: odroczymy wejście w życie ustawy i ją złagodzimy
Dziś po południu minister podziękował za artykuł i zapowiedział
pilne prace nad nowelizacją ustawy, która przedłużyłaby tzw. vacatio
legis, czyli czas na wejście w życie przepisów ustawy.
- Nie możemy dopuścić do tego, by 1 stycznia placówki przestały istnieć. Według moich informacji w samej Warszawie
zagrożonych byłoby 98 placówek, przeżyłoby ledwie kilka. Wojewoda
podlaski mówił mi, że u niego padłyby praktycznie wszystkie świetlice.
Samorządy miały półtora roku na przystosowanie placówek do zaostrzonych
wymogów bezpieczeństwa, ale widać, że trzeba im dać więcej czasu.
Minister poinformował też, że przeznaczył środki z rezerwy na dopłaty dla samorządów, które remontują świetlice.
- Ile jest pieniędzy?
- Do grudnia mamy na to 20 milionów.
- Samorządy mogą już występować o te środki?
- Tak, za pośrednictwem wojewodów - odpowiedział minister
Zapytałem ministra, czy nie sądzi, że to tylko opóźnienie
egzekucji, a nie rozwiązanie problemu. Dopłaty nie starczy dla
wszystkich, wiele placówek musiałoby zrobić remont za kilkaset tysięcy.
Poza tym wymogi są absurdalne, jakby to miały być hotele czterogwiazdkowe.
Do tej pory placówki rejestrowały się u wojewody. Urząd sprawdzał, czy
lokal się nadaje do pracy z dziećmi, patrzył po ludzku, ze zrozumieniem,
czym jest to miejsce.
Nam czasem brakuje zdrowego rozsądku
- Owszem, można rozważyć złagodzenie przepisów w ramach tej
samej nowelizacji. Nam czasem brakuje w Polsce normalności, zdrowego
rozsądku - odpowiedział minister.
Dodał, że ma pełną
świadomość jaką tragedią byłaby likwidacja ośrodków, które odgrywają
taką rolę w walce z wykluczeniem społecznym.
Zapytałem o
los Agnieszki z artykułu. - Dobrze, że "Gazeta" interesuje się losem
takich dzieci. Celem świetlic jest wsparcie, ratowanie rodzin
dysfunkcjonalnych. Nie każdy to w Polsce rozumie. Odwiedzając świetlice
zawsze byłem pod wrażeniem pracy ludzi, którzy pomagają dzieciom, w tym
wielu wolontariuszy - zakończył minister.